Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 123.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszli na cmentarz. Wśród drzew bielały tam krzyże, kamienie i mogiłki. Miasto zmarłych w cieniu zielonych liści spało w cichej powadze. Kilka osób błądziło wśród krzyżów, między gałązkami odezwał się niekiedy ptak nawpół smutno, choć wdzięcznie. Gdzie niegdzie przesunęła się postać cmentarnego stróża.
Helena wkrótce znalazła grób Potkańskiego. Była to duża, obwiedziona żelazną kratą mogiła, u której stóp wznosił się mały, porosły murawą, pagóreczek. Leżał tam Potkański z dzieckiem Heleny. Kilka doniczek z kwiatami zdobiło groby, po bokach rosła rezeda; wogóle mogiłki czysto, a nawet ozdobnie utrzymane, świadczyły o czyjejś starownej ręce.
Szwarc zawołał stróża, aby otworzył kratę; Helena uklękła tam z modlitwą w ustach i łzami w oczach.
— Kto utrzymuje te groby? — spytał Szwarc stróża cmentarnego.
— Przychodziła ta pani, przychodził i pan jakiś z długiemi włosami, ale teraz to go i nie widać — mówił stróż. — On