Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 121.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzo dobry człowiek wziął mnie w opiekę, mówił mi zawsze Helusiu i pieścił jak córkę rodzoną. Ale potem i on umarł, nie zostawiwszy mi sposobu do życia... Potem poznałam Kazimierza. Zdziwisz się, skąd ja mogłam bywać w klubach studenckich? Wierz mi, o mało nie umarłam ze wstydu, kiedym tam pierwszy raz weszła; ale czy uwierzysz? byłam wtedy głodna, parę dni nic już w ustach nie miałam — byłam zziębnięta. Sama nie wiedziałam, co robię i do czego to prowadzi. Wtedy zbliżył się do mnie Kazimierz. Och, nie podobał mi się wówczas: śmiał się i był wesoły, a mnie ciemniało w oczach. Spytał nakoniec, czy nie chcę pójść z nim. Odrzekłam: „tak”. Po drodze owinął mnie w ciepłe futro, bo drżałam z zimna i nakoniec przyprowadził mnie do swego mieszkania. Tu dopiero, gdy ciepło powróciło mi przytomność, spostrzegłam, gdzie jestem i rozpłakałam się z osławienia i ze wstydu zarazem, bo widzisz, byłam sama jedna w mieszkaniu mężczyzny. Byłam w jego mocy. Zdawał się być ździwiony memi łzami, potem zamilkł i usiadł koło mnie, a kiedym znów