Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 113.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ska, ale co ty powinieneś zrobić. Mówię bez interesu, nawet na szkodę własną. Rzecz jest taka — Augustynowicz usiadł na łóżku. — Znam ciebie, znam ją, ona ci sama rzuca się w ramiona. Inicyatywa ze strony kobiety... ho! to się na nic nie zdało! Miłość to trzeba zdobyć. Za miesiąc znudzisz się, zmęczysz i ciśniesz ją do dyabła... Szwarc! ja ci dobrze życzę, żeń ty się z Heleną, póki czas...
Szwarc zmarszczył brwi więcej, niż poprzednio, i odrzekł krótko:
— Zrobię, jak uznam za stosowne.
A rzeczywiście, to małe słówko „ożenić się” nie przyszło mu jeszcze do głowy. Całując ręce Potkańskiej, nie pomyślał o konsekwencyi pocałunków. Gniewał się na siebie i na to szczególniej, że ktoś przypominał mu obowiązki sumienia. Dzień, dwa, później niezawodnie samby sobie przypomniał. Upominanie z cudzej strony odbierało tej myśli urok samodzielnego, płynącego z miłości, czynu, robiło ją przymusem.
Wieczorem tegoż dnia Augustynowicz spotkał Wasilkiewicza.