Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 111.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Potem drugiego dnia wieczór i na trzeci rano.
— I tak już ciągle?
— Nie. Czwartego dnia wypłakałem się ogromnie, a jeszcze potem, gdym się już trochę uleczył — to jest z miłości, nie z pijaństwa — próbowałem się zakochać w pierwszej lepszej, ale już nie mogłem, daję ci na to słowo uczciwości, mój panie!
— I nie masz już nadziei na przyszłość?
Augustynowicz zamyślił się trochę i odpowiedział:
— Nie. Nie szanuję już kobiet. Ile dawniej wierzyłem w nie, ilem je czcił i kochał, jako największą nagrodę pracy i mozołów, tyle dziś... lubię je... rozumiesz? To wyłącza miłość.
— Ale i szczęście.
— Ani słowa: przeto dziś gwiżdżę, kiedy mi się chce płakać i dlatego zazdroszczę ci.
Szwarc spojrzał bystro na Augustynowicza.
— Czego?