Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Na marne 107.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

myślał o jutrzejszych pieszczotach — tej chwili spodziewał się. Dziwna rzecz! Ona go pożegnała słowem: „Pamiętaj!” a któżby mógł zapomnieć o szczęściu, zwłaszcza kiedy się do niego przyszłość uśmiecha.
Kochał! Uciśnięty siłą i urokiem nocy, drżeniem gwiazd i majestatem ciemnych przestrzeni, rzucił wzrok pełny ognia w najdalsze krańce niebieskich samotni i drżącemi ustami wyszeptał:
— Jeśliś jest, to jesteś wielki i dobry!
Mimo warunku, postawionego przed tym wykrzyknikiem, jak na Szwarca, było to bardzo wiele. Przyznawał wielkość i dobroć. Mówił „jeśliś jest”, słowa te o kimś byłyby warunkiem, do kogoś — znaczyły potwierdzenie istnienia.
Szwarc mówił: „Jesteś”.
Mimo całego jego realizmu, nie dziwmy się tak bardzo tym słowom. Usta, które je wymawiały, świeżo piły z czary uniesienia.
Gdy Szwarc wrócił do domu, Augustynowicz spał w najlepsze; chrapanie jego słychać było już na schodach. Wyciągał piosenkę snu, to krótko, to długo,