Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1069.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lecz Zbyszko z samej ciekawości wytoczył zaraz przed sąd Zawiszy sprawę stryjka i zapytał, czy nie zadość się stało ślubowaniu przez to, że Maćko potykał się z krewnym Lichtensteina, który się ofiarował w zastępstwo i takowego zabił. I wszyscy zakrzyknęli, że zadość. Sam tylko zawzięty Maćko, chociaż ucieszył się z wyroku, rzekł:
— Ba, przecież byłbym pewniejszym zbawienia, gdybym samego Kunona spotkał:
I następnie poczęli mówić o wzięciu Gilgenburga i o przyszłej wielkiej bitwie, której spodziewali się wkrótce, bo przecie nie miał mistrz nic innego do zrobienia, jeno królowi drogę zabiedz.
Ale gdy właśnie głowy łamali nad tem, za ile dni może spotkanie nastąpić, zbliżył się ku nim chudy i długi rycerz, przybrany w czerwone sukno, z takąż mycką na głowie i rozłożywszy ręce, rzekł miękkim, prawie niewieścim głosem:
— Pozdrowienie ci, rycerzu Zbyszku z Bogdańca:
— De Lorche! — zakrzyknął Zbyszko. — Tyś tu!
I chwycił go w objęcia, gdyż wdzięczne pozostało mu o nim wspomnienie, a gdy ucałowali się, jakby najbliżsi przyjaciele, począł wypytywać z radością:
— Tyś tu? Po naszej stronie?
— Wielu może geldryjskich rycerzy znajduje się po tamtej stronie — odrzekł de Lorche —