Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1061.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kazy, które nie były trudne, gdyż wszystko zdawna było gotowe: ludzie, wozy, konie, broń, zbroje, zapasy — tylko siadać i jechać.
Lecz przedtem Zbyszko jeszcze zapytał Maćka:
— A wy nie ostaniecie w domu?
— Ja? Co ci w głowie?
— Bo wedle prawa możecie, że to człowiek z was w leciech podeszły, a byłaby jakowaś opieka nad Jagienką i dziećmi.
— No, to słuchaj: ja do białego włosa czekał na tę godzinę.
I dosyć było spojrzeć na jego zimne, zawzięte oblicze, aby poznać, że na nic wszelka namowa. Zresztą, mimo siódmego krzyżyka, chłop był jeszcze czerstwy, jak dąb, i ręce łatwo chodziły mu w stawach, a topór w nich aż warczał. Nie mógł wprawdzie już skoczyć w pełnej zbroi bez strzemion na konia, ale i wielu młodych, zwłaszcza między zachodnimi rycerzami tego uczynić nie mogło. Natomiast ćwiczenie rycerskie posiadał ogromne, i bardziej doświadczonego wojownika nie było w całej okolicy.
Jagienka też widocznie nie obawiała się sama zostać, gdyż usłyszawszy słowa męża, wstała i ucałowawszy go w rękę, rzekła:
— Nie frasuj się ty o mnie, miły Zbyszku, bo kasztel jest godny, a i to wiesz, że ja tam niezbyt płochliwa, i że ni kusza, ni sulica mi nie nowina. Nie czas o nas myśleć, gdy trza Królestwo ratować, a nad nami tu Bóg będzie opiekunem.