Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

winem i uzyskali od niego zapis. Wtedy to zbrakło już do ostatka królowi cierpliwości.
— Wiera, że mogło mu zbraknąć! — zawołał Zbyszko.
Lecz Maćko rzekł:
— Ale to tak jest, jako Zyndram z Maszkowic powiadał: Drezdenko to jeno kamień, przez który się ślepy przewalił.
— Gdyby zaś Niemce oddali Drezdenko, to co będzie?
— To znajdzie się inny kamień. Ale nie odda ci Krzyżak tego, co raz połknął, chyba mu brzuch rozpłatasz, co daj Bóg, abyśmy prędko uczynili.
— Nie! — zawołał pokrzepiony na duchu Zbyszko. — Kondrat możeby oddał, Ulryk nie odda. Prawy to rycerz, na którym skazy nijakiej niemasz, ale okrutnie zapalczywy.
Tak to oni z sobą rozmawiali, a tymczasem zdarzenia staczały się, jakby kamienie, potrącone na ścieżkach górskich nogą przechodnia, z coraz większym pędem ku przepaści.
Nagle rozegrzmiala po całym kraju wiadomość, że Krzyżacy napadli i zagrabili staropolski, zastawiony Johannitom Santok. Nowy mistrz Ulryk, który, gdy posłowie polscy przybyli, aby mu złożyć życzenia z powodu jego wyboru, wyjechał umyślnie z Malborga, i który od pierwszej chwili swych rządów nakazał, by w stosunkach z królem i Polską, miasto łaciny, używać języka niemieckiego — pokazał wreszcie, kim jest. Krako-