Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 1030.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zbyszko nabrał w piersi powietrza, westchnął, poruszył ustami, jakby zabierając się do dłuższej rozmowy, ale widać nie starczyło mu jeszcze odwagi, bo tylko powtórzył znów:
— Jagienka...
— Co?

...................

— Kiedy, boję się coś rzec...
— Nie bój się. Prosta ja dziewczyna, nie żaden smok.
— Jużci nie smok! Ale że stryj Maćko powiada, że cię chce brać!...
— Bo chce, jeno nie dla siebie.
I zamilkła, jakby przestraszona własnemi słowy.
— Prze miły Bóg! Jaguś moja... A ty co na to, Jaguś? — zawołał Zbyszko.
Lecz jej niespodzianie oczy wezbrały łzami, śliczne usta poczęły drgać, a głos stał się tak cichy, że Zbyszko ledwie mógł dosłyszeć gdy rzekła:
— Tatuś i opat chcieli... A ja — to.... ty wiesz!...
Na te słowa radość buchnęła mu w sercu, jak nagły płomień — więc porwał dziewczynę na ręce, podniósł ją w górę, jak piórko, i począł krzyczeć w zapamiętaniu:
— Jaguś! Jaguś! Złoto ty moje! słonko ty moje — hej! hej!...