Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0983.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dy nad tem długo, ale Zbyszko żadną miarą nie chciał się zgodzić na sprzedaż.
— Jakoże mi — mówił — Jurandowe kości przedawać? Tak ci to mu się mam wypłacić za one dobrodziejstwa, któremi mię obsypał?
— Obiecaliśmy ci wziąć Danusiną truchłeczkę — odrzekł Maćko — możemy i Juranda ciało zabrać.
— Ba, on tu z ojcami, a bez ojców będzie mu się cniło w Krześni. Weźmiecie Danuśkę, to on tu zostanie zdala od dziecka, weźmiecie i jego, to tu ojce sami ostaną.
— Bo ty nie baczysz, że Jurand w raju wszystkich codzień ogląda, a ojciec Kaleb powiada, że on w raju — odpowiedział stary rycerz.
Ale ksiądz Kaleb, który był po stronie Zbyszka, rzekł:
— Dusza w raju, ale ciało na ziemi aż do dnia sądu.
Maćko zaś zastanowił się nieco i, idąc dalej za własną myślą, dodał:
— Jużci; takiego chyba Jurand nie widzi, który nie został zbawion, na to wszelako nie ma rady.
— Co tu wyroków Boskich dochodzić? — odrzekł Zbyszko. — Ale i tego nie daj Bóg, aby obcy człek nad tymi świętymi prochami mieszkał. Lepiej tu wszystkich ostawię, a Spychowa nie przedam, choćby mi za niego księstwo dawali.
Po tych słowach wiedział już Maćko, że nie ma rady, bo znał uporczywość bratanka i wiel-