Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0910.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się ich świetnym szatom, ich trefieniu włosów, których cudne zwoje polepione były białkiem dla mocy i biorąc z nich we wszystkiem wzór dworności i obyczajów.
Wszelako Powała Taczewa poznał Zbyszka i rozsunąwszy Mazurów, zbliżył się ku niemu.
— Poznałem cię młodzianku — rzekł ściskając jego dłoń. — Jakoż się miewasz i zkąd się tu znalazłeś? Dla Boga! Widzę, że już pas i ostrogi nosisz. Inni do siwych włosów na to czekają, ale ty widać, godnie świętemu Jerzemu służysz.
— Szczęść wam Boże, szlachetny panie — odrzekł Zbyszko. — Gdybym najprzedniejszego Niemca z konia zwalił, nie takbym się ucieszył, jak z tego, że was w zdrowiu oglądam.
— Jam też rad. A rodzic twój gdzie?
— Nie rodzic, jeno stryj. W niewoli ci on u Krzyżaków, i z wykupem za niego jadę.
— A oważ dzieweczka, która cię nałęczką przykryła?
Zbyszko nie odrzekł nic, tylko podniósł w górę oczy, które załzawiły mu się w jednej chwili, co widząc pan z Taczewa, rzekł:
— Padół to jest łez... Nic, jeno prawy padół! Ale choćmy na ławę pod jarzęba, to mi opowiesz swoje rzewliwe przygody.
I pociągnął go w kąt dziedzińca. Tam Zbyszko siadłszy obok niego, począł mu opowiadać o niedoli Juranda, o pochwyceniu Danusi, i o tem, jako jej szukał, i jako mu zmarła po odbiciu. A