Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0894.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak i chciał uczynić, ale go w drodze nad granicą z noclegu porwali.
Byliby go zabili, gdyby im nie był rzekł, iż dla komtura do Lubawy pieniądze wiezie. Tem się ocalił, ale komtur postawił teraz świadków, jako Tolima sam to mówił.
— A stryj Maćko jakoże się ma? Zdrów? Nie nastają tam na jego szyję? — pytał Zbyszko.
— Zdrów jest — odrzekł de Lorche. — Zawziętość tam jest na „króla“ Witolda i na tych, którzy pomagają Żmujdzinom, wielka — i pewnieby starego rycerza ścięli, gdyby nie to, że im żal okupu. Bracia von Baden także go z tej samej przyczyny bronią, a wreszcie chodzi kapitule o moją głowę, którą gdyby poświęcili, zawrzałoby przeciw nim rycerstwo i we Flandryi i w Geldryi, i w Burgundyi... Wiecie, jakożem jest krewny grafa Geldryjskiego.
— A przecz-że o twoją głowę ma chodzić? — przerwał ze zdziwieniem Zbyszko.
— Bom jest przez ciebie pojman. Powiedziałem w Malborgu tak: „Weźmijcie gardło staremu rycerzowi z Bogdańca, to młody weźmie moje...“
— Nie wezmę, tak mi dopomóż Bóg!
— Wiem, że nie weźmiesz, ale oni się tego boją, i przez to Maćko ostanie między nimi bezpieczny. Mówili mi, że i ty jesteś także w niewoli, bo cię tylko na rycerskie słowo Badenowie puścili, że zatem nie potrzebuję ci się stawiać.