Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0846.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niż opowiadanie, że się takich dwu wzięło w niewolę.
Jakoż Maćko, słuchając chrapliwego wrzasku i klątew Arnolda, pojął od razu, że należy przyjąć, co dają, gdyż więcej nic nie wskóra, i rzekł zwracając się do Wolfganga:
— To proszę was, panie, jeszcze o jedno: pewien-ci jestem, iż mój bratanek sam będzie rozumiał, że jemu wypada zostać przy żonie, a mnie z wami. Ale na wszelki wypadek pozwólcie oznajmić mu, że nie ma o tem co gadać, bo taka wasza wola.
— Dobrze: wszystko mi jedno — odpowiedział Wolfgang. — Pomówmy jeno o okupie, który wasz bratanek za siebie i za was ma przywieźć, bo od tego wszystko zależy.
— O okupie? — zapytał Maćko, który wolałby był odłożyć tę rozmowę na później. — Albo to mało mamy czasu przed sobą? Gdy z pasowanym rycerzem sprawa, to słowo tyle znaczy, co gotowe pieniądze. a i wedle ceny można się na sumienie zdać. My oto pod Gotteswerder wzięliśmy w niewolę znacznego waszego rycerza, niejakiego pana de Lorche, i bratanek mój (on to bowiem go pojmał) puścił go na słowo, wcale się o cenę nie umawiając.
— Wzięliście pana de Lorche? — zapytał żywo Wolfgang. — Ja go znam. Możny to rycerz. Ale czemu to nie spotkaliśmy go w drodze?
— Bo widać tędy nie pojechał, jeno do Got-