Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0826.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

procesów, aby hańby na wszystkich nie ściągać ale Arnold wiedział dobrze, że szeptano sobie takie rzeczy między braćmi i że podobne słuchy chodziły. Przytem Maćko, wiedząc z opowiadań Sanderusa o niepojętem zachowaniu się Zygfryda, zaniepokoił do reszty prosto dusznego olbrzyma.
— A ówże Zygfryd, z którym szedłeś w pochód na wojnę — rzekł — zali Bogu i Chrystusowi służy? Zaliś to nigdy nie słyszał, jak ze złemi duchami gadał, jako z nimi szeptał i śmiał się, alibo zgrzytał?
— Prawda jest! — mruknął Arnold.
Ale Zbyszko, któremu żal i gniew napłynęły do serca nową falą, zakrzyknął nagle:
— I ty o czci rycerskiej prawisz? Hańba ci, boś katu i piekielnikowi pomagał! Hańba ci, boś na mękę bezbronnej niewiasty i rycerskiej córki spokojnie patrzał, boś może i sam ją dręczył. Hańba ci!
A Arnold wytrzeszczył oczy, i czyniąc w zdumieniu znak krzyża, rzekł:
— W imię Ojca i Syna i Ducha!... Jakto?... Ta opętana dziewka, w której głowie dwudziestu siedmiu djabłów mieszka?... Ja?...
— Gorze! gorze! — przerwał chrapliwym głosem Zbyszko.
I chwyciwszy za rękojeść mizerykordyi, począł znów spoglądać dzikim wzrokiem w stronę leżącego opodal w mroku Zygfryda.
Maćko położył mu spokojnie dłoń na ramieniu i przycisnął z całej mocy, aby mu przytom-