Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0812.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W czasie następnego pochodu Zbyszko począł się niepokoić. Co będzie, jeśli przyjadą w okolice wyższe i suchsze, gdzie na twardym szlaku znikną widoczne dotąd ślady? Również, gdyby pościg trwał zbyt długo i doprowadził ich do kraju ludniejszego, w którym mieszkańce przyzwyczaili się już zdawna do posłuszeństwa Krzyżakom, napad i odebranie Danusi stałoby się prawie niepodobnem, albowiem, choćby Zygfryda i Arnolda nie ubezpieczyły mury jakiego zamku lub gródka, ludność miejscowa wzięłaby z pewnością ich stronę.

Lecz na szczęście obawy te okazały się płonne, gdyż na następnym postoju nie znaleźli na umówionem miejscu Sanderusa, a natomiast odkryli na sośnie, stojącej tuż przy drodze, wielki zacios w kształcie krzyża, świeżo widocznie uczyniony. Wówczas spojrzeli na się i spoważniały im twarze, a serca poczęły bić żywiej. Maćko i Zbyszko zeskoczyli natychmiast z siodeł, by zbadać ślady na ziemi, i szukali pilnie, ale nie długo, gdyż same rzucały się w oczy.

Sanderus widocznie zjechał z drogi w bór, idąc za wyciskami wielkich kopyt, nie tak głębokiemi, jak na gościńcu, ale dość wyraźnemi, grunt bowiem był tu torfiasty, i ciężki koń wtłaczał za każdym krokiem igliwie hacelami, po których zostawały czarniawe po brzegach dołki.
Przed bystremi Zbyszkowemi oczyma nie skryły się i inne wyciski, więc siadł na koń, a Maciek za nim, i poczęli się naradzać z sobą