Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0783.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzierżył wysoki smukły rycerz w ciemno-błękitnym pancerzu i w takimże hełmie z zapuszczoną, przyłbicą.
Z głębin leśnych padała na nich ulewa strzał ale groty odbijały się bezskutecznie od naczółków, od pancerzy i hartownych naramienników. Wał pieszych i jezdnych Żmujdzinów otaczał ich zbliska, lecz oni bronili się tnąc i bodąc długiemi mieczami, tak zażarcie, iż przed kopytami końskiemi leżał wieniec trupów. Pierwsze szeregi napastników chciały się cofać i, parte z tyłu — nie mogły. Naokół uczynił się ścisk i zamęt. Oczy olśniewały od migotania włóczni, od błysków mieczów. Konie poczęły kwiczeć, kąsać i wierzgać. Przypadli bojarzyni żmujdzcy, przypadli Zbyszko, i Czech, i Mazurowie. Pod ich potężnemi ciosami poczęła się „kupia“ chwiać i kołysać jak bór pod wichrem, oni zaś na podobieństwo drwali rąbiących gęstwinę leśną, posuwali się zwolna naprzód w trudzie i znoju.

Lecz Maćko kazał zbierać na pobojowisku długie berdysze krzyżackie i, uzbroiwszy niemi blisko trzydziestu dzikich wojowników, począł przeciskać się przez skrzęt ku Krzyżakom. Dotarłszy, krzyknął: „Konie po nogach!“ — i wnet okazał się skutek straszliwy. Rycerze niemieccy nie mogli dosięgnąć mieczami jego ludzi, a tymczasem berdysze poczęły kruszyć okrutnie golenie końskie. Poznał wówczas błękitny rycerz, ze nadchodzi koniec bitwy, i że pozostaje tylko albo