Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0767.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzy ludźmi kilkunastu. Oni to wszędy nas prowadzą.
— A jak daleko od zamku i od wyspy przypadniesz?
— W mili.
— To-dobrze, bo gdyby było bliżej, mogliby z zamku knechtów w pomoc pchnąć, a tak — nie tylko nie nadejdą ale i krzyku nie usłyszą.
— Jużci, że o tem pomyślałem.
— Pomyślałeś o jednem, pomyślże i o drugiem: jeśli to wierne chłopy, wyślij ich dwóch, albo trzech naprzód, aby, który pierwszy obaczy Krzyżaków, zaraz dawał nam znać, że idą.
— Ba, już i to zrobione!
— Tedy jeszcze ci coś powiem. Każ stu albo dwustu ludziom, zaraz, jak tylko bitka się zacznie, nie mieszać się do niej, jeno skoczyć i przeciąć drogę do wyspy.
— Pierwsza rzecz! — odpowiedział Zbyszko — ale i takie rozkazy wydane. Wpadną Krzyżacy jakoby w potrzask albo jako w oklepce!
Usłyszawszy to, Maćko spojrzał na bratanka życzliwem okiem, rad bowiem, że Zbyszko mimo wczesnych lat życia tak dobrze wojnę rozumiał, więc uśmiechnął się i mruknął:
— Nasza prawa krew!
Lecz giermek Hlawa uradowany był w duszy bardziej jeszcze od Maćka, gdyż nie było dla niego większej nad bitwę rozkoszy.
— Nie wiem — rzekł — jak ci nasi ludzie będą się potykali, ale idą cicho, i sprawnie, i