Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0725.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I nie będzie się wam cniło? Cóż tu będziecie czynić?
— Pana Jesusa prosić, by wrócił Zbyszkowi szczęście, a wszystkich was w zdrowiu uchował.
I to rzekłszy, rozpłakała się serdecznie.
A giermek pochylił się znów do jej kolan.
Sacyście właśnie — rzekł — jako anieli w niebiesiech.

VII.

Ale ona otarła łzy i zabrawszy giermka, poszła z nim do Juranda, aby mu nowiny oznajmić. Zastała go w wielkiej świetlicy z oswojoną wilczycą u nóg, siedzącego z księdzem Kalebem, z Sieciechówną i ze starym Tolimą. Miejscowy klecha, który był zarazem rybałtem, śpiewał im przy lutni pieśń o jakimś dawnym boju Jurandowym, ze „sprośnymi Krzyżaki“, a oni, podparłszy rękoma głowy, słuchali w zadumieniu i smutku. W świetlicy widno było od księżyca. Po dniu prawie już znojnym nastał wieczór cichy, ogromnie ciepły. Okna były otwarte i w blasku miesięcznym widać było krążące po izbie chrabąszcze, które roiły się w rosnących na dziedzińcu lipach. Na kominie tliło się jednakże kilka głowni, przy których pacholik przygrzywał miód, pomieszany z winem krzepiącem i pachniącemi ziołami.
Rybałt, a raczej klecha i sługa księdza Kaleba, zaczynał właśnie nową pieśń: „O szczęśliwem potkaniu“: „Jadzie Jurand, jadzie, koń pod pod nim cisawy“... gdy weszła Jagienka i rzekła: