Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0724.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiedział zaś ksiądz, dokąd ją powieźli?
— Dobrze nie wiedział, ale słyszał, że coś tam gadali o Ragnecie, który zamek niedaleko litewskiej, czyli też żmujdzkiej granicy leży.
— A cóż na to Maćko?
— Pan Maćko, wysłuchawszy tego, powiedział mi nazajutrz dzień: Jeśli tak, to ją może i znajdziem, a mnie co ducha trzeba do Zbyszka, aby go przez Jurandównę na hak nie przywiedli, tak jak Juranda przywiedli. Niech rzeką mu, że ją oddadzą, byle sam po nią przyjechał, to i przyjedzie, a wówczas dopiero stary Zygfryd pomstę za Rotgiera na nim wywrze, jakiej oko ludzkie nie widziało.
— Prawda jest, prawda! — zawołała z niepokojem Jagienka. — Skoro dla tego tak się spieszył, to i dobrze.
Po chwili zaś dodała, zwracając się do Hlawy:
— W tem jeno pobłądził, że was tu odesłał. Po co nas tu w Spychowie strzedz? Ustrzeże i stary Tolima, a tam Zbyszkowi byście się przydali, boście i mocni i roztropni.
— A kto was, panienko, w razie czego do Zgorzelic odwiezie?
— W razie czego przyjdziecie tu przed nimi. Mają przez kogo innego nowinę przysłać, to prześlą przez was, i — odwieziecie nas do Zgorzelic.
Czech pocałował ją w rękę i zapytał wzruszonym głosem:
— Zaś przez ten czas tu ostaniecie?
— Bóg nad sierotą! Tu ostaniem.