Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0699.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wicze skórznie, jakie w podróży nosili rycerze i giermkowie.
Ona zaś rzekła:
— Tak i będzie. Przyjdą wnet nasze wozy, to sobie odpoczniecie i pożywicie się. Ale na Mazowsze nie odrazu pojedziecie, bo przedtem trzeba nam do Szczytna.
Na to słowo starzec zerwał się na równe nogi. Zgroza i zdumienie odbiły mu się na twarzy. Roztworzył ramiona, jakby chcąc zagrodzić drogę, a z ust poczęły mu się wydobywać dzikie i jak gdyby pełne przerażenia dźwięki.
— Co wam! — zawołała przelękniona Jagienka.
Lecz Czech, który już przedtem był z Sieciechówną nadjechał i od pewnego czasu wpatrywał się uporczywie w dziada, zwrócił się nagle do Maćka ze zmienioną twarzą i dziwnym jakimś głosem rzekł:
— Na rany Boskie! Pozwólcie, panie, bym do niego przemówił, bo ani wiecie, kto on może być!...
Poczem, nie pytając o pozwolenie, poskoczył do dziada, położył mu ręce na barkach i jął pytać:
— Ze Szczytna idziecie?
Starzec, jakby uderzony dźwiękiem jego głosu, uspokoił się i skinął głową.
— A nie szukaliście tam dziecka?
Głuchy jęk był jedyną odpowiedzią na to pytanie.
Wówczas Hlawa przybladł nieco, chwilę jesz-