Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0644.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie słowo, jeno i uczynek, bom przyjechał.
— Z duszy radziśmy wam. Przyjeżdżajcie choćby i codzień.
— Bogdajem mógł i was w Bogdańcu uczcić, jako się należy ludziom, znającym rycerską cześć, ale mi rychło w drogę czas.
— Na wojnę zaś, alibo do jakowegoś świętego miejsca?
— Wolejby to lub tamto, ale gorzej, bo między Krzyżaki.
— Między Krzyżaki? — zakrzyknęli jednocześnie ojciec i syn.
— Tak jest! — odparł Maćko. — A kto między nich, nie będąc im przyjacielem, jedzie, temu się lepiej i z Bogiem i z ludźmi pojednać, aby zaś nie tylko żywota, ale i wiekuistego zbawienia nie stradał.
— To aż dziw — rzekł stary Wilk. — Jeszczem tez takiego człeka nie widział, któryby się z nimi zetknął, a krzywdy i uciemiężenia nie doznał.
— Tak, jak i całe nasze królestwo! — dodał Maćko. — Ni Litwa przed krztem świętym, ni Tatarzy nie byli mu ciężsi od tych djabelskich mnichów.
— Rzetelna prawda, ale bo też wiecie: zbierało się i zbierało, póki się nie nazbierało, a teraz czasby skończyć, ot jak!
To rzekłszy, stary splunął zlekka w obie dłonie, młody zaś dodał: