Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0639.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Czegoż ty chcesz?
A ona odrzekła przyciszonym głosem:
— Weźcie mnie z sobą.
Na to Maćko, — choć nie trudno mu już było domyślić się zakończenia rozmowy, zdumiał się jednak mocno, zatrzymał konia i zawołał:
— Bój się Boga, Jagienka!
Ona zaś upuściła głowę i odrzekła jakby z nieśmiałością i zarazem smutkiem:
— Moiście wy! Jako co do mnie, wolę szczerze mówić, niż taić. I Hlawa i wy powiadacie, że Zbyszko już tamtej nigdy nie odnajdzie, a Czech gorzej się jeszcze spodziewa. Bóg mi świadek, nie życzę jej nijakiego zła. Niech ją tam, niebogę, Matka Boska strzeże i uchroni. Milsza ona była odemnie Zbyszkowi, no, i nie ma rady! Taka moja dola. Ale widzicie, póki jej Zbyszko nie odnajdzie, albo jeśli, jako wierzycie, nigdy nie odnajdzie, to, to...
— To co? — spytał Maćko, widząc, że dziewka coraz się więcej miesza i zacina.
— To ja nie chcę być ni Cztanowa, ni Wilkowa, ni niczyja.
— Myślałem, żeś go już zabaczyła — rzekł.
A ona odpowiedziała jeszcze smutniej:
— Hej!...
— To i czegóż chcesz? Jakoże mi między Krzyżaki cię brać?
— Niekoniecznie między Krzyżaki. Chciałabym teraz choć do opata, który w Sieradzu cho-