Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0631.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wysłał po radę i z pokłonem, z pozdrowieniem...
— Do Bogdańca i tyla? No dobrze! A sam gdzie?
— Między Krzyżaki pojechał do Malborka.
Na twarzy Jagienki odbił się znowu niepokój.
— Zali mu życie nie miłe? Czegóż?
— Szukać, miłościwa panienko, tego, czego nie odnajdzie.
— Wiera, nie odnajdzie! — wtrącił Maćko, — Jako ćwieka nie utwierdzisz bez młota tako i woli ludzkiej, bez boskiej.
— Cóże prawicie? — zapytała Jagienka.
— Lecz Maćko na pytanie odpowiedział takiem pytaniem:
— Gadał-że ci Zbyszko o Jurandównie, bo jako słyszałem, to gadał?
Jagienka zrazu nie odpowiedziała nic, i dopiero po chwili, przytłumiwszy westchnienie, pytaniem:
— Ej! gadał. A co mu wadziło gadać!
— To i dobrze, bo przez to łacniej mi prawić — odrzekł stary.
I począł jej opowiadać, co od Czecha słyszał, sam dziwiąc się, że chwilami opowiadanie przychodzi mu jakoś bezładnie i trudno. Że jednak istotnie był człek chytry, a szło mu o to, by na wszelki wypadek nie „zlisić“ Jagienki, więc mocno nastawał na to, w co zresztą i sam wie-