Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0596.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spadła w takim razie na jeszcze żyjących sprawców zbrodni, miała przejednać wrogiego dotychczas księcia Janusza i ułatwić z nim układ, albo nawet i przymierze?... Zapalczywi są oni — myślał dalej stary komtur — lecz byle im trochę dobroci okazać, łatwo krzywd zapominają. Ot i książę sam był we własnym kraju pochwycon, a przecie czynnie się nie mścił...
Tu począł chodzić po sali w wielkiej rozterce wewnętrznej, a wreszcie zatrzymał się przed krucyfiksem, który naprzeciw drzwi wchodowych całą niemal wysokość ściany między dwoma oknami zajmował, i przykląkłszy u jego stóp, począł mówić: „Ty mnie, Panie, oświeć, Ty mnie naucz, bo nie wiem! Oddam Juranda i jego córkę, to się nasze postępki w całej prawdzie ukażą i ludzie nie powiedzą: Danveld-ci to uczynił, albo Zygfryd — jeno powiedzą: Krzyżacy! — i hańba na cały Zakon spaść może, a nienawiść w sercu onego księcia stanie się jeszcze większa niż dotychczas. Nie wydam, pochowam ich albo uśmiercę, to posąd na Zakonie zostanie i przed mistrzem kłamstwem wargi pokalać muszę. Jakoż jest lepiej, Panie, naucz mnie, oświeć! Jeślić zemsta mnie trawi, to ją osądź wedle sprawiedliwości Swojej, ale teraz naucz mnie, oświeć, boć o Twój Zakon chodzi, a co przykażesz, to uczynię, choćby mi w podziemiu a zaś w łańcuchach przyszło czekać śmierci i wyzwolenia.“
I wsparłszy czoło na drzewie Krzyża, modlił się jeszcze długo, gdyż ani na chwilę nie przele-