Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0389.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prawda! — rzekł pan de Fourcy, któremu niezbyt przypadła do smaku cała sprawa: — Po co ukrywać to, co musi się wydać.
A Hugo de Danveld począł się śmiać, a zwróciwszy się do brata Gotfryda, zapytał:
— Jak dawno nosicie biały płaszcz?
— Skończy się sześć lat na pierwszą niedzielę po Świętej Trójcy.
— Jak go przenosicie jeszcze sześć, będziecie lepiej rozumieli sprawy zakonne. Jurand zna nas lepiej niż wy. Powie mu się tak: „Twojej córki pilnuje brat Szomberg, i jeśli słowo piśniesz, to wspomnij na dzieci Witolda.“
— A później?
— Później de Bergow będzie wolny, a zakon będzie także uwolnion od Juranda.
— Nie! — zawołał brat Rotgier — wszystko jest tak rozumnie pomyślane, że Bóg powinien pobłogosławić naszemu przedsięwzięciu.
— Bóg błogosławi wszelkim uczynkom, mającym na celu dobro zakonu — rzekł posępny Zygfryd de Löwe.
I jechali dalej w milczeniu, a przed nimi na dwa lub trzy strzelenia z kuszy szły ich poczty, aby torować drogę, która stała się kopna, albowiem w nocy spadł śnieg obfity. Na drzewach leżała bogata okiść, dzień był chmurny, ale ciepły, że z koni podnosił się opar. Z lasów ku ludzkim siedliskom leciały stada wron, napełniając powietrze posępnem krakaniem.