Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0387.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

usprawiedliwienia się kilkoma słowy przed Zygfrydem de Löwe, który choć nie lepszy od innych, przestrzegał jednak surowych obyczajów i nieraz napadał z tego powodu na innych braci.
— Obiecałem jej balsam — rzekł — dla tego młodego rycerza, który od tura pobit i z którym, jako wiecie, jest zmówiona. Jeśli podniosą krzyk po pochwyceniu dziewki, powiemy, żeśmy nie tylko nie chcieli jej krzywdy, aleśmy jej jeszcze leki przez chrześcijańskie miłosierdzie posyłali.
— Dobrze — rzekł do Löwe. — Trzeba jeno posłać kogoś pewnego.
— Poślę jedną pobożną niewiastę, całkiem Zakonowi oddaną. Przykażę jej patrzyć i słuchać. Gdy ludzie nasi niby od Juranda przybędą, znajdą gotowe porozumienie...
— Takich ludzi trudno będzie dobrać.
— Nie. Naród u nas mówi tym samym językiem. Są też w mieście, ba! nawet między knechtami w załodze, ludzie, którzy prawem ścigani z Mazowsza zbiegli — zbóje, złodzieje — prawda, ale żadnej trwogi nie znający i na wszytko gotowi. Tym obiecnę — jeśli wskórają, wielkie nagrody, jeśli nie wskórają — powróz.
— Ba! a nuż zdradzą?
— Nie zdradzą, bo na Mazowszu każdy dawno łamanie kołem zarobił i nad każdym wyrok ciąży. Trzeba im jeno dać ochędożne szaty, aby ich za prawych Jurandowych pachołków poczy-