Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0386.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzekł, iż rakiem chyba pojechałby do nieba za przyczyną modlitw krzyżackich.
Lecz przedtem jeszcze, przy pożegnaniu się z księżną, w chwili, gdy Zygfryd de Löwe całował jej rękę, Hugo von Danveld zbliżył się do Danusi, położył dłoń na jej głowie i głaszcząc ją, rzekł:
— Nam przykazano dobrem za złe płacić i miłować nawet nieprzyjaciół naszych, więc przyjedzie tu siostra zakonna i przywiezie wam, panienko, gojący balsam herzyński.
— Jako-że mam wam podziękować, panie? — odpowiedziała Danusia.
— Bądźcie przyjaciółką Zakonu i Zakonników.
Zauważył tę rozmowę de Fourcy, a że uderzyła go przytem uroda dziewczyny, więc gdy już ruszyli ku Szczytnu, zapytał:
— Co to za piękna dworka, z którą rozmawialiście na odjezdnem?
— Córka Juranda! — odpowiedział Krzyżak.
A pan de Fourcy zdziwił się.
— Ta, którą macie pochwycić?
— Ta. A gdy ją pochwycim, Jurand nasz.
— Nie wszystko widać złe, co od Juranda pochodzi. Warto być stróżem takiego jeńca.
— To znaczy, że myślę tak samo, jak i wy. Ojciec wróg Zakonu, a do córki mówiliście miodem smarowane słowa i w dodatku obiecaliście jej balsam.
Hugo de Danveld uczuł widocznie potrzebę