Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0378.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

potrząsnął nim silnie, on zaś stropił się zaraz i począł łagodniejszym głosem:
— Jeśli prawda, że goście pierwsi naszli Juranda i że nie odesłali ludzi, nie pochwalę im tego, ale czy istotnie Jurand przyjął wyzwanie?
To rzekłszy, począł patrzeć na pana de Fourcy, mrugając przytem nieznacznie oczyma, jakby mu chcąc dać do zrozumienia, żeby zaprzeczył, lecz ów, nie mogąc, czy nie chcąc tego uczynić, odrzekł:
— Chciał, byśmy, odesławszy ludzi, samotrzeć się z nim potykali.
— Pewni jesteście?
— Na moją cześć! Ja i de Bergow zgodziliśmy się, ale Majneger nie przystał.
Wtem książę przerwał:
— Starosto ze Szczytna! wy lepiej od innych wiecie, że Jurand nie uchybi wyzwaniu.
Tu zwrócił się do wszystkich i rzekł:
— Któryby z was chciał go pozwać na pieszą alibo na konną walkę, daję na to pozwoleństwo. Jeśliby Jurand był zabit lub pojman, pan Bergow wyjdzie bez wykupu z niewoli. Więcej odemnie nie żądajcie, bo nie wskóracie.
Lecz po tych słowach zapadła cisza głęboka. I Hugo de Danveld, i Zygfryd de Löwe, i brat Rotgier, i brat Gotfried, jakkolwiek mężni, zbyt dobrze znali strasznego dziedzica Spychowa, by którykolwiek z nich podjął z nim walkę na śmierć i życie. Mógł to uczynić chyba człowiek obcy, pochodzący z dalekich stron, jak de Lorche lub