Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0272.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skim obyczajem pozwą, a już tam on da sobie rady, choćby się naraz z obydwoma miał potykać. A co do Jurandówny, o której słyszałaś, to ci jeno tyle rzekę, że on jej nigdy nie weźmie.
— Skoro mu tamta milsza, to i ja o niego nie dbam! — odpowiedziała przez łzy Jagienka.
— To czegóż chlipiesz?
— Bo się o niego boję.
— Ot babski rozum! — rzekł, śmiejąc się opat.
Poczem schyliwszy się do ucha Jagienki, począł mówić:
— Pomiarkuj się, dziewczyno, że choć cię i weźmie, to też nieraz zdarzy mu się spotykać, bo od tego szlachcic.
Tu schylił się jeszcze niżej i dodał:
— A weźmie cię — i to niezadługo, jako Bóg w niebie!
— Zaśby tam brał! — odpowiedziała Jagienka.
Ale jednocześnie poczęła się uśmiechać przez łzy i spoglądać na opata, jakby się go chciała zapytać, zkąd to wie.
A tymczasem Zbyszko, wróciwszy do Krześni, zajechał wprost do księdza, chciał bowiem rzeczywiście dać na mszę za zdrowie Maćka; po załatwieniu zaś tej sprawy udał się wprost do gospody, w której spodziewał się znaleźć młodego Wilka z Brzozowej i Cztana z Rogowa.
Jakoż zastał obydwóch, a prócz tego pełno ludzi — i szlachty, skartabellów, i kmieciów, i