Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jagienka zaśpiewała drugą zwrotkę, lecz skończywszy ją, spostrzegła wielką łzę, staczającą się po palcach Zbyszkowej dłoni.
Wówczas przysunęła się żywo ku niemu, i siadłszy obok, poczęła go trącać łokciem:
— No? Co wam? Nie chcę, byście płakali. Mówcie, co wam jest?
— Nic, nic! — odrzekł z westchnieniem Zbyszko — siłaby gadać... Co było, to przeszło. Już mi weselej.
— A możebyście się wina słodkiego napili?
— Poczciwa dziewka! — zawołał Zych. — Czemu to mówicie sobie: wy? Mów mu: Zbyszku, a ty jej: Jagienko. Znacie się przecie od małości.
Poczem zwrócił się do córki:
— Że cię tam ongi sprał, to nic!... Ninie tego nie uczyni.
— Nie uczynię! — rzekł wesoło Zbyszko. — Niechże mnie ona za to teraz spierze, jeśli jej wola.
Na to Jagienka, chcąc go do reszty rozweselić, złożyła dłoń w piąstkę i śmiejąc się, poczęła udawać, że bije Zbyszka.
— A masz ci za mój rozbity nos! a masz; a masz!
— Wina! — zawołał rozochocony dziedzic Zgorzelic.
Jagienka skoczyła do komory i po chwili wyniosła kamionkę z winem, dwa kubki piękne, wygniatane w srebrne kwiaty, roboty wrocławskich złotników, i parę gomółek zdaleka pachnących.