Strona:PL Henryk Sienkiewicz-Krzyżacy 0171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

leniem Zbyszka i radzi byli, że udało im się tego dokazać, przeto każdy składał mu jakowyś dar na pożegnanie i pamiątkę. Hojny pan z Taczewa dał mu kropierz na konia, szeroki, bogaty, obszyty na piersiach frendzlą złotą, Paszko zaś miecz węgierski wartości grzywien dziesięciu. Nadeszli potem Lis z Targowiska, Farurej i Krzon z Kozigłów, z Marcinem z Wrocimowic, a naostatku przyszedł Zyndram z Maszkowic — każdy z pełnemi rękoma.
Zbyszko witał ich z wezbranem sercem, podwójnie uszczęśliwiony — i z darów i z tego, że najsławniejsi w Królestwie rycerze okazują mu przyjaźń. Oni zaś wypytywali go o odjazd i o zdrowie Maćka, radząc, jako ludzie doświadczeni, choć młodzi, rozmaite maście i dryakwie, cudownie rany gojące.
Lecz Maćko polecał im jeno Zbyszka, sam zaś wybierał się na tamten świat. Trudno żyć z żelazną drzazgą pod żebrami. Skarżył się też, że ustawicznie krwią spluwa i jeść nie może. Kwarta wyłuskanych orzechów, dwie pędzie kiełbasy, misa jajecznicy — ot i całe jego dzienne jedzenie. Ojciec Cybek puszczał mu krew kilkakrotnie, myśląc, że w ten sposób odciągnie mu gorączkę z pod serca i wróci ochotę do jadła — ale i to nie pomogło.
Był jednak tak uradowany z darów dla bratanka, że w tej chwili czuł się zdrowszym, i gdy kupiec Amylej kazał dla uczczenia tak znakomitych gości przynieść do izby baryłkę z winem —