Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 313.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spodzianie odnaleziona, z rąk mi się wymknąć miała.
Przyskoczyłem do żyda i chwyciłem go za ramię.
— Co panu na téj lampie zależy? — zawołałem gwałtownie. — Ona czterech rubli nie warta!
— Nu, a panu? — zapytał z flegmą, patrząc na mnie podejrzliwie.
— Mnie? — krzyknąłem. — Przecież to nasza — lecz pomiarkowawszy się, dodałem spokojniéj: — To moja dawna własność. Pamiątka!
Musiało być wiele prawdy w moim głosie i ten żyd musiał być bardzo poczciwym człowiekiem, bo rzecz rzadka, uwierzył mi na słowo!
Postąpiłem jeszcze pół rubla i pobiegłem z moim nabytkiem do domu!
Poraz pierwszy od lat dwudziestu doznawałem czegoś nakształt radości... A teraz zapaliłem ją i od godziny już przypatruję jéj się zamyślony, licząc wszystkie skazy, jakiemi ją czas poznaczył. Biedna nasza lampo! Znikły uśmiechy z pozamazywanych twarzy twoich amorków i zblakły świetne barwy twoich różanych girland, które wyglądają, jakby zwiędłe. Powyszczerbiane liście lilijowego kielicha sterczą szare i brzydkie: napróżno szukam ich dawnéj mlecznéj białości... Kładę dłoń na twoim postumencie i myślę, ile rąk brudnych może i chropowatych starło zeń ślady aksamitnych dotknięć téj małéj rączki,