Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 259.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie drogę do tego, pieścić będę niedościgłe mary... Wprawdzie chwilami głos jakiś szepce mi, że one są dościgłe, ale, aby uwierzyć, musiałbym to z ust pani usłyszeć. O! nie nazywaj mnie pani zuchwałym; ja się niczego nie spodziewam, nie proszę o nic, lecz wiedzieć muszę.
I znowu zapanowało milczenie — tym razem ogólne.
Dama jakaś siadła do fortepianu, druga przy nim stanęła: zanosiło się na śpiew. Byłem do najwyższego stopnia rozdrażniony i zły na tę przerwę, témbardziéj, że jednocześnie przysiadł się do nas młodzieniec, który wyrabiając sobie gorliwie opinię melomana, czyhał tylko na sposobność mówienia o muzyce.
Mogłem się więc spodziewać, że po skończonym śpiewie nie prędko da mi przyjść do słowa. Chmurny zasunąłem się w krzesło, ukradkiem śledząc grę jéj rysów w nadziei, że wyczytam w nich coś, co skróci nieznośną niepewność.
Mimo pozornéj uwagi, z jaką słuchała miłego bardzo głosu śpiewaczki, widziałem, że była wzburzoną. Kilka razy różowe jéj usta drgnęły, a na policzki wybiegły mocne rumieńce, przyczém nerwowo poruszała wachlarzem.
Ale trwało to tylko z początku. Gdy po pierwszéj piosence przyjętéj z oklaskami zaczęto się drugiéj domagać, była już zupełnie spokojną.
Zwróciła się do melomana, pytając najzwyczajniejszym głosem: