Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 222.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomieszczałem w pismach poważnych, zwróciły na mnie uwagę uczonego świata. Ze Lwowa proponowano mi, abym się tamże doktoryzował, poczém obiecywano mi katedrę uniwersytecką. Tymczasem dawałem lekcyje prywatnie i po pensyjach, co mi przynosiło niezły dochód i poświęcałem się ulubionym studyjom nad lingwistyką porównawczą.
Wieczory schodziły mi w domu przy pracy. Na odpoczynek matka siadała do fortepianu, jedynego zbytkownego sprzętu, jaki nam z dawnych czasów pozostał i grywała mi Szopena, którego namiętnie lubiłem. Wówczas, przysiadłszy na ziemi, z głową opartą o jéj kolana, płynąłem sobie na skrzydłach harmonii w te światy marzeń urocze, po których każda młoda dusza musi odbyć wędrówkę, wędrówkę bezcelową, marną, a przecież tak ponętną, że doświadczenie miliona rozczarowanych nikogo do niéj nie zniechęci. Matka nie była artystką, grała tylko z wielkiem czuciem i prostotą, ale wątpię, czy sam Szopen, gdyby wstał z grobu, sprawiłby mi teraz swoją muzyką taką rozkosz, jaką mnie wtedy napełniały smętne i poetyczne akordy jego nokturnów i preludyj, płynące z pod palców téj kobiety, którą kochałem jak matkę i przyjaciółkę, a czciłem jak świętą. Myślę nawet, żebym go wcale słuchać nie mógł, boby mi chyba serce pękło, rozsadzone bólem wspomnienia. Ach! jakież to były chwile! jakie chwile! Dźwięki i myśli kołysały moją wy-