Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 219.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jącą już ręką usiłował strącić się z tego piedestału, na którym go postawiłem. Na parę dni przed zgonem przywołał mnie do swego łóżka. Każde słowo téj rozmowy ostatniéj bez świadków wyryło się na zawsze w mojéj pamięci.
— Synu mój — rzekł uroczyście — zanim udzielę ci błogosławieństwa, żądam od ciebie przebaczenia. — Spojrzałem na niego zdumiony i dotąd widzę bolesny rumieniec, jaki oblał jego wyżółkłe policzki, gdy powtórzył: — Tak, przebaczenia! Jesteś już w tym wieku, że mnie zrozumieć potrafisz. Przez życie całe szedłem z zawiązanemi oczyma, przejrzałem dopiéro teraz i to co widzę, przejmuje mnie takim bólem, jakiego bodajby żaden ojciec nie zaznał. Źle ciebie kochałem, Eugenjuszu. Obsypałem dzieciństwo twoje pieszczotami; dałem ci szczęśliwe dzisiaj — alem nie zrobił nic dla twego jutra — poświęciłem je na ołtarzu własnéj próżności i słabości. Oskarżam się przed tobą, bo wiem, że wcześniéj czy późniéj, sambyś mnie potępił, tak będziesz mnie tylko żałował. Wychowałeś się na dziedzica wielkiego majątku, dowiedz się, że nie masz nic. Zabrnąłem w długi — i opatrzyłem się dopiéro wtedy, gdy już nie było ratunku. Oto masz przyczynę mojéj wczesnéj śmierci. Umieram zabity zgryzotą. Jakiemi wysiłkami osłaniałem dotąd przed waszemi oczyma straszną prawdę, Bogu tylko wiadomo. Mam przynajmniéj tę pociechę, że nikogo nie ukrzywdzę. Wszyscy