Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 216.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrzyłem na niego smutnie.
— Biedaku — myślałem — ty i świat rozstajecie się ze sobą, jak dwaj wzajemni wierzyciele, którzy należności swych nie odebrali. Ty miałeś prawo żądać od świata czegoś więcéj nad jakąś fantasmagoryję szczęścia, pokazaną ci zdaleka jak obrazek dziecku, nad żniwo cierpień i zawodów i trumnę przedwczesną; a świat miał prawo żądać od ciebie czegoś więcéj nad myśli same bez czynu na papier rzucone, nad walki jałowe ze swojem ja i tylko dla swego ja staczane. Czyja w tém wina? twoja czy świata, czy téż — wzrok mój spoczął znów na francuzkim napisie Valentine — i uczułem żal i niechęć do téj nieznanéj kobiety, któréj imię zdawało mi się wypisane równie czarno na życiu Eugenjusza, jak na wachlarzowym medalionie. Instynktownie już potępiałem ją, choć kto wié, może ona właśnie była Beatriczą młodego poety, aniołem, którego jedyną winą było to, że go złamał muśnięciem swych odlatujących skrzydeł.
Zadumę przerwało mi raptowne poruszenie Eugenjusza, który podniósł się, ręką chwytając za piersi.
— Tchu! tchu! — wyszeptał. Bolesne krztuszenie w gardle nie pozwoliło mu daléj mówić; zbliżył się tylko do okna i gwałtownie otworzywszy lufcik wychylił rozpaloną twarz, chciwie pijąc zgorączkowanemi usty mroźne, nocne powietrze.