Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 133.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tu senator zająknął się, a któryś ze słuchaczów szepnął swemu sąsiadowi:
— Czy on nigdy z tych chwil nie wybrnie?
— W takich chwilach — ciągnął daléj mówca dobywając z kieszeni rękopism i trzymając go na pogotowiu — w takich chwilach poznajemy dopiéro, jak mowa nasza jest ubogą....
— Jak dla kogo — poszepnął ktoś z boku.
...jak napróżno szukalibyśmy w niéj wyrazów dla odmalowania, dla... dla opisania tego wszystkiego, co wtedy czujemy, doznajemy i myślimy. Wtedy słowa zamierają nam na ustach, plączą się i... — i senator jakby na poparcie téj prawdy tak się rzeczywiście zaplątał, że musiał zajrzeć do rękopismu, by w nim wątek swéj elokwencyi odnaleźć — i musielibyśmy wyrzec się nadziei, że zrozumianymi będziemy, gdyby nie to pocieszające przekonanie, że ten co nas słucha, odgadnie, pojmie i niedopowiedziane w duszy dośpiewa, jak to nasz wielki powiedział Adam. (Ten zwrot musiał się wydawać bardzo szczęśliwym i spojrzał po obecnych, jakby chciał powiedzieć: — a co?).
Długo jeszcze w ten sens prawił pan senator, jąkając się i zaglądając od czasu do czasu w rękopism, a biédny uczony stał jak na rozpalonych węglach i przykro mu było, że dla niego ktoś drugi narażał się na śmieszność.
Po senatorze zabrał głos doktor C., również nie bardzo z Demostenesem współzawodniczyć mogący; doktor C. skończył, zaczął adwokat B., po