Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 128.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szy pielgrzymkę po promenadzie, podczas któréj oczy wszystkich zwracały się na niego, znalazł się znów sam na sam ze swym starym druhem. Poczciwi ludzie! Ujęli mnie tém powitaniem od serca. Ale mam nadzieję, że na tém poprzestaną.
Atoli godzina dwunasta i zjawienie się pięciu komitetowców przekonało go nie po raz pierwszy zapewne, że między nadziejami a ich ziszczeniem głęboka leży przepaść.
— W istocie, szanowni panowie — rzekł biedny uczony, dowiedziawszy się z wymownych ust marszałka, że go czeka to, czego się najbardziéj lękał — musicie mnie miéć za bardzo niewiernego Tomasza, skoro po przyjęciu, jakiego dziś rano doznałem, chcecie mnie jeszcze przekonywać, że mi jesteście radzi. Po cóż ta uczta, ten wieczór..,
— Czcigodny panie — przerwał marszałek — to dla nas największe szczęście, że cię możemy po staropolsku ugościć.
— O, tak! to dla nas największe szczęście — powtórzyli inni.
— Chyba — pomyślał uczony — bo, że nie dla mnie, to pewno.
— Zechciéj tylko, czcigodny panie — ciągnął daléj marszałek — wyrozumiałém sercem podzielić z nami tę skromną biesiadkę i zapomnij przy niej o tych świetnych festynach, któremi cię gdzieindziéj podejmują. Rozumiemy dobrze, że liche