Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oh! oh! — zawołał pan Ewaryst — to już nad zwykły program. Trzeba się dowiedzieć.
Wyszedł i wnet powrócił, oznajmiając, że muzyka pieniędzy wziąść nie chce, jako przysłana od całego X... dla powitania sławnego gościa.
— Zaczyna się! — zawołał uczony z przestrachem. — Oh! ten „Czas!”
W kwadrans potém obaj przyjaciele stali przy źródle, przy którém tłok był niezwykły i pan Ewaryst namawiał właśnie profesora, by chociaż na skosztowanie wypił kubek téj wybornéj wody, gdy obstąpiono ich ciasném kołem (każda z pań trzymała bukiet w ręku) i nim się opamiętali, już marszałek wypalił krótką, jędrną mówkę, już się sypały kwiaty, a okrzyki: „Niech żyje!” trzęsły ścianami zdrojowego namiotu.
Było w tém wszystkiém tyle prawdziwego zapału i serdeczności, że uczony, acz wróg wszelkich owacyj, tą wszakże przejęty został do głębi.
Widok tylu bratnich twarzy, dźwięki ojczystéj mowy, za którą tęsknił, wzruszyły jego zacną duszę. Ta trocha kwiatów na rodzinnéj ziemi wyrosłych i ręką rodaków rzuconych, milszą mu była, niż wszystkie ordery i dyplomy na niemieckich pargaminach pisane. Głos mu drżał, gdy ściskając rękę marszałka, dziękował otaczającym go za te dowody życzliwości; co zaś się tycze pana Ewarysta, ten dobywszy fular, obcierał nim oczy, rozrzewniony tryumfem przyjaciela.
— Dobrzy ludzie — rzekł uczony, gdy odbyw-