Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 108.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

już niedaleko, a o północy wszystko skończyć się musi, nieprawdaż?
— No, tak... niby tego.... oczywiście...
— Przynajmniéj tak każą przepisy! a wiadomo, jaki to czujny stróż przepisów z szanownego doktora dobrodzieja — kończył pan Gustaw z lekkim odcieniem ironii, za lekkim dla dobrodusznego eskulapa. — Pamiętacie panowie, jakto na przeszłym reunionie tańce szły ochoczo? Północ bije, a tu mazur w najlepsze. Wtém muzyka urywa. Co to ? Doktor nie pozwala. My w prośby... choćby kwadransik! Gdzietam! ani rusz. Trzeba się było rozejść. Otóż to mi sprężystość!
— Ho! ho! z naszego doktora rygorzysta jakich mało! — dorzucił pan Teofil. Napoleonowi go dać było! byłby go chyba w złoto oprawił, jak Boga kocham!
Władeczek mięszał się, słuchając tych pochwał, bo właśnie żona mu zapowiedziała, żeby nie bronił muzyce grać, choćby do rana, ze względu, że zabawa tak późno się rozpoczęła, że była prywatną i że wreszcie był to dzień samych wyjątków.
Doktorowi naturalnie argumenta te trafiły do przekonania, a teraz zdradzieckie podszepty wycieczkowiczów przedstawiły mu rzecz w zupełnie inném świetle.
— No, widzicie panowie, niby mnie tak nie wypada powiedzieć „koniec” i basta! Zabawa