zdawały się skłonniejsze do oddania czci bożkowi snu, niż Terpsychorze. Światła pochodni niesionych przez górali ślizgały się po ich mokrych waterproofach, rzucając niepewny blask na zsiniałe od zimna noski, wyglądające z pod chustek i szali, jakiemi miały pookręcane głowy.
— Oh! — rzekła bolejącym głosem pani X. — ten dészcz! Jestem tak przemokła... Panowie, darujecie, ale wracam do domu i natychmiast się kładę.
— I ja tak samo — dodała pani Y. — Mąż mój jest tak niespokojny o moje zdrowie!
Pan Wiktor zaczął dowodzić, że taniec jest właśnie najlepszém lekarstwem na przeziębienie.
Po wielu prośbach i namowach, damy przyrzekły dotrzymać obietnicy, ale pod warunkiem: jedna, że wcale tańczyć nie będzie, druga, że tylko do kontredansa, trzecia, że wcześnie opuści zabawę i t. d.
Koroniarze, choć ani jednéj suchéj nitki na nich nie było, aż rośli z radości słuchając tych tak niepomyślnych dla balu zastrzeżeń, a galicyjanie przeklinali ich w duchu na czem świat stoi.
— Nasza górą! — zawołał zwycięzko pan Gustaw, gdy odwiózłszy damy, wracali do siebie. — Tośmy im wypłatali psikusa!
— Uważałeś, jakie mieli miny! W łyżce wody by nas utopili, gdyby mogli, jak Boga kocham! — zaśmiał się pan Teofil.
Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 105.jpeg
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.