Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! same sobie winne. Ja odradzałem.
— I ja także. Toż to było widoczne, że pogoda nie wytrwa.
— I tak długo wytrwała. Tylko, cóż to będzie z owemi sławnemi fajerwerkami, o których tyleśmy słyszeli — zauważył złośliwie „beznadziejny.”
— Prawda! fajerwerki przepadną! Ha! ha! ha! ha!
Zaśmiano się chórem.
— Powinniby przez to wcześniéj powrócić! — rzekł pan Wiktor, patrząc na zegarek. — Wyjdźmy na werendę i czekajmy. Tędy przejeżdżać muszą.
— Byle nam nasze panie nie skrewiły, jeżeli dobrze zmokną.
— Otóż to. Trzeba ich będzie przypilnować!
Z górą półtoréj godziny siedzieli tak na czatach balowicze, daremnie wzrok i słuch wytężając.
Już ich niepokój ogarnął, wtem kilkanaście czerwonych świateł błysnęło w ciemnościach, turkot i wrzawa przerwały monotonny plusk deszczu i cała karawana zatrzymała się przed hotelem.
W mgnieniu oka panowie wiktorczycy znaleźli się przy wózkach i nie zwracając uwagi na swoich rywali, jęli troskliwie wypytywać damy, jak się czują, czy nie są bardzo zmęczone i przypominać pozamawiane tańce. Biédne turystki