Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 096.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cił niby obojętnie mniemany „beznadziejny.” Powietrze odświéży się trochę po tych szalonych upałach.
— Oczywiście!
Pan Gustaw i jego przyjaciele całą noc z niepokoju spać nie mogli i pozrywali się równo ze świtem. Pierwszą ich myślą było spojrzeć w niebo — naturalnie nie przez pobożność. Ranek zapowiadał się mglisto i niepewnie. Szczyty tonęły we mgłach, wiatr zrywał się chwilami i pędził chmury przed sobą. Około ósméj wypogodziło się trochę; słońce rozdarło zasępione obłoki i zerkało na ziemię jakiémś palącém, podejrzaném spojrzeniem.
Partyja pana Wiktora asystując damom na wodach, zwracała ich uwagę na tę okoliczność, nadmieniając od niechcenia, że powietrze jest dziwnie parne, że czuć w niém burzę, a wycieczkowicze drżeli z obawy i niecierpliwości i spoglądali na zegarki, nie mogąc się doczekać owéj dziewiątéj, która o ich losie rozstrzygnąć miała.
Znając kobiety, wiedzieli, że do ostatniéj chwili nie można za ich postanowienie ręczyć. Któż wié, może się zlękną niepogody, tak gorliwie zapowiadanéj przez niegodziwych współzawodników.
Zegar zakładowy, w stałéj niezgodzie z astronomicznym będący, oznajmił wreszcie pożądaną godzinę i wnet na placyku przed promenadą ruch zrobił się wielki. Zajechało kilkanaście wózków,