Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 057.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I ja także, słowo honoru — zawołał z ferworem pan Gustaw, czując, że dla zdobycia sobie popularności, trzeba, wszedłszy między wrony, krakać jak i one.
Jakoż pan Teofil uścisnął go zaraz za rękę, aż mu palce chrupnęły — a pan Klemens powtórzył cztery razy „ba, ba, ba, ba!” tonem gorącéj aprobaty.
— A ci co zajedni? — zapytał znów mój bohater, widząc idące naprzeciwko grono złożone z kilku bardzo młodych ludzi, po większéj części w binoklach, którzy widocznie chcieli uchodzić za starszych, niż byli w istocie.
— E! to fatyganci! — odparł tym razem z lekceważeniem pan Teofil.
Pan Gustaw po raz pierwszy słyszał tę techniczną nazwę.
— Co to znaczy fatyganci?
— Blanbeki zwyczajnie. Przyjeżdża to zwykle z kursów na wakacyje i chce im się dorosłych udawać! Dobijają się asystować pannom, które naturalnie mało co sobie z nich robią, ale takim niewiele potrzeba. Poniesie za którą szal, albo jéj poda kubek z wodą, to już myśli, że jest w siódmym niebie. Nazywamy ich „fatygantami”, bo się wysługują na wszystkie sposoby. Co my z nich mamy śmiechu, to jak Boga kocham, nic równego. Niedawno, niby nas małpując, urządzili piknik. Pospraszali sobie damy, Boże zmiłuj się jakie, bo żadna z naszego kółka nie byłaby po-