Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 056.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zwykle na jedną i tę samą zwierzynę polują. Co to za węch! panie kochany! Zwietrzy ci pannę bogatą o milę i już przy niéj na dwóch łapkach. Do innéj ani przystąpi, nawet od panny Martyny zdaleka, nie bardzo bowiem posażna.
— O! widzisz pan tego z hiszpanką — mówił daléj pan Teofil — co się tak opledził (znaczyło to, że się w pled owinął), to także woda na ten sam młyn. Nadskakiwał jednéj bardzo bogatéj galicyjance — uważałeś ją pan może, tęga panna, niezgrabna, jak wszystkie galicyjanki, ale go odpaliła. Byłby już wyjechał po takiéj konfuzyi, cóż kiedy gospodarz hotelu, u którego się po uszy zadłużył, puścić go nie chce. Jak Boga kocham.
I pan Teofil śmiał się, zacierając ręce.
— A wiész pan — mówił daléj — dlaczego ja się tak cieszę, gdy się któremu z nich noga powinie? Bo to przez takich szurynerów i na nas, porządną młodzież, podejrzenie pada. Aby który jechał do wód już zaraz gadają, że poluje na bogatą żonę.
— To samo téż mówią i o pannach — zauważył pan Gustaw, który miał dość idealne pojęcie o bezinteresowności panien — a przecież...
— No, już co do panien — odparł pan Teofil, to tak między nami mówiąc, żadna tu nie jest bez kozery. To téż my daliśmy sobie parol, że się żaden z nas do okrzyczanych z posagu panien nie zbliży.