Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobrego tonu. Natomiast ocierał się co krok o chałaty i musiał słuchać szwargotu, który głuszył nawet dźwięki narodowych pieśni, jakie wygrywała muzyka, usiłując nadać im charakter jaknajbardziéj narodowy, to jest najmniéj zgodny.
Na zakręcie jednéj z bocznych uliczek, które od głównéj alei biegły w głąb parku, pan Gustaw ujrzał czarnowłosego poetę. Ten przy świetle dzienném wydawał się jeszcze bardziéj zrozpaczonym. Biała róża tkwiła w jego butonierce. W ręku niósł kubek gorącéj żentycy i, przypatrując się smętnie źółto-zielonemu płynowi, zwolna go popijał. Jeszcze gonił za nim wzrokiem pan Gustaw, gdy nagle uderzono go po ramieniu.
Obejrzał się.
Był to pan Karol.
Ścisnęli się za ręce i nawzajem zmierzyli oczyma.
Zdobywca serc, któremu w uczesaniu á la Capoul było bardzo do twarzy, tracił trochę w kapeluszu, natomiast poranny w najlepszym guście garnitur, podnosił męską urodę pana Gustawa.
Pan Karol uczuł, że mu przybył niebezpieczny współzawodnik; ale poznać po sobie nie dał.
— Wczesny z pana ptaszek — rzekł kierując się z nim do źródła — przed ósmą nie warto przychodzić.
— Pan jednak się leczy, jak widzę — zrobił uwagę pan Gustaw, widząc rznięty kubeczek, wiszący na lakierowanym pasku z boku swego towarzysza.