Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 038.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nały, umeblowany, mogę powiedziéć z gustem, bo to salon właściciela hotelu... Odstąpiłby go, tylko nie wiém czy cena...
— Mniejsza o cenę — rzekł pan Gustaw strząsając popiół z cygara. Ileż żąda wasz właściciel?
— Sześć guldenów dziennie, proszę wielmożnego pana.
— To dobrze. Jak się nazywasz?
— Antoni Strzeczak, do usług wielmożnego pana.
— A więc mój Strzeczaku, każ zaraz znieść tam moje rzeczy. Są na dole. I niech mi prędzéj jeść dają.
— W ten momencik, jaśnie panie.
I oberkelner wyleciał z sali, by przedewszystkiém powiadomić właściciela, że przybył im pierzasty ptak, którego będzie można skubać bez żadnego skrupułu.
Jakoż zaraz przy pierwszym obrachunku za owo filée, bulijon i wino, zacny Strzeczak pomylił się o pół guldena, naturalnie na swoją korzyść, pan Gustaw zaś przez punkt honoru nie sprostował pomyłki, choć ją zauważył, co znowu dało oberkelnerowi lepsze wyobrażenie, o kieszeni, niż o arytmetycznéj wiedzy nowego Krezusa. Ale admiracyja ta wzrosła do najwyższéj potęgi, gdy pan Gustaw nie spojrzawszy nawet na resztę, odsunął ją niedbale ku kelnerowi.
— Całuję rączki jaśnie pana hrabiego — rzekł uszczęśliwiony sługus, kłaniając się tak nisko, że