Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 036.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I z temi słowy pan poczthalter schował się za swój kantorek, nie poczuwając się do obowiązku dalszych objaśnień względem nowo przybyłego.
Pan Gustaw zmęczony i głodny, a co za tém idzie zły, zaklął wszystkiémi dyjabłami i wdrapawszy się na góralski wózek kazał się wieść do najlepszego hotelu. W drodze zapytał swego automedona czy nie wie o jakiém mieszkaniu.
— Żeby byli przyjechali dwie niedziele wprzód, toby byli naleźli — odpowiedział góral — ano dzisiaj!...
Nie dokończył i wzruszywszy ramionami, jak pan poczthalter, wystosował dosadną odezwę do swych koniąt.
Tymczasem pan Gustaw z wysokości wózka rozglądał się dokoła, niepojmując, gdzie się ten natłok gości podziewał. Droga między domkami, którą przejeżdżali, była prawie pusta — w parku widniejącym z boku także niewiele osób używało spaceru. Toż samo uderzyło go, gdy wszedł do wielkiéj restauracyjnej sali. Prócz paru stolików, wszystkie miejsca były niezajęte. Na werendzie kilku jegomościów czytało gazety i grało w szachy.
Widok nowego gościa wywołał gdzieś z kąta kelnera z serwetą na ramieniu, za którym nadbiegł oberkelner z ołówkiem za uchem i książeczką w ręku.
Pan Gustaw uznał za stosowne zaimponować od razu służbie.
— Kartę! — rzekł lakonicznie, rozsiadłszy się w krześle po pańsku.