Strona:PL Helena Pajzderska-Nowelle 028.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jakim niktby téj surowéj, twardéj kobiety nie poznał — otwórz oczki aniołku — otwórz, moje skarby!
Powoli, bardzo powoli wstępowało napowrót życie w ostygłe ciałko Adamka.
Pomywaczka wczoraj jeszcze byłaby przysięgła, że na tym świecie nic już jéj uradować nie może, ale w chwili gdy dziecko z westchnieniem otwarło powieki, przekonała się, że byłaby popełniła krzywoprzysięstwo. Przycisnęła go do piersi i pocałowała — ale jak? Adamkowi takie pocałunki tylko się śniły — na jawie dotychczas nie całowano go w ten sposób.
— Jak to miło — wyszeptał ze słabym uśmiechem, i położył główkę na jéj ramieniu.
— Spać mi się chce — dodał, zamykając oczy.
Pomywaczka wyniosła go z cmentarza i do domu doróżką zawiozła. W nocy Adamek dostał silnéj gorączki. Zdawało mu się ciągle, że wpada w grób otwarty. „Trzymajcie mnie! trzymajcie”! — wołał rozpaczliwie, a po chwili z żalem kończył: „Oj! nikt nie trzyma! nikt! Kogo ja mam na świecie, żeby mi zginąć nie dał.”
Pomywaczka czuwała przy jego łóżeczku, a słuchając niepowiązanéj mowy dziecka, w któréj odsłaniały się wszystkie ukryte cierpienia biédnego, zapoznanego serca — płakała.
Nazajutrz przyszedł doktór, zbadał troskliwie Adamka i zapisał mu lekarstwo. Zrobił to samo drugiego, czwartego i dziesiątego dnia, aż nadszedł dzień taki, że mu nic nie zapisał, tylko pokiwał