ze znaków sklepowych[1], które też posłuszne podążyły za nią. Marmurowy rycerz z Volksgarten[2] stanął na czele posągów z marmuru z przed kościoła księży Kapucynów, które weszły na wały i na dach zamku cesarskiego, zkąd przypatrywały się coraz bliżej nadciągającym przedmieściom. Dwie nawet wsie sąsiednie przyłączyły się, a była ciżba, daleko gorsza niż w Praterze w jaką publiczną uroczystość.
— Co też w takim jednym mózgu wszystko się nie zmieści! — zawołał stary. — Strzeż się pijaństwa, Czeklesie! Para z gorących trunków otacza nas kołem czarodziejskiem, które z początku nieźle wygląda; ale jak tylko wypijemy kilka kieliszków, to się koło coraz mocniej ścieśni i oprzędzie nas, jakby siecią pajęczą i to już nam tylko pokazuje ze świata, co sami sobie wbijamy do głowy, w końcu zaś tak nas ze wszystkich stron opanuje, że już i członkami własnemi władać nie możemy: śpiemy więc,